19 lipca 2012

Rozdział pierwszy

 
 
Mrok...
Ciemność dookoła. Pochłania mnie. Biegnę co sił w nogach przed siebie, nie oglądam się wstecz. Powtarzam niczym mantrę; 'To tylko zły sen'. Ja wiem, że śnie. Problem w tym iż nie mogę z tego koszmaru się wybudzić. Słyszę głosy. Ktoś woła mnie. Głos niby znajomy a jednak taki obcy. Słyszę kroki. Cała drżę.
Niepokój...

Ogarnia mnie. Przesiąka każdą komórkę mojego ciała. Pochłania duszę zasiewając w niej ziarnko strachu. Teraz tylko czekać aż narodzi się w mojej głowie. Kolejny zakręt. Już nie liczę, który. Ta bezsilność jest do bani, przytłacza, wprawia człowieka w rozpacz. Nie wiem co mam robić. Gdzie jestem? Pytanie niby proste a jednak nie. Czyżby mój umysł znów płatał mi figle? A co jeśli to nie jest moja wyobraźnia a rzeczywistość? Ale czy rzeczywistość jest taka dziwna? Chyba nie.

Niepewność...

Znowu ona. Czego ode mnie chce? Nie daje mi żyć w spokoju. Kolejna podjęta decyzja. Ale czy na pewno właściwa? Nie wiem już nic. Tysiące pytań spada na mnie niczym najzwyklejsza ulewa. Niestety nie mam na nie odpowiedzi. Nawet nie próbuje ich szukać. Im mniej wiem, tym lepiej dla mnie. Ot, cała prawda.

Ból...

Serce mi pęka. Serce mi krwawi. Tak piekielnie boli po stracie bliskiej osoby. Ledwo człowiek pogodzi się z jedną śmiercią a pojawia kolejna, boleśniejsza i jeszcze jedna. Czemu to mnie spotyka?

Krzyk...

Rzecz ludzka a jednak tak niezwykła...

- Zejdź mi z oczu! Wynoś się!! - słowa, które ranią bardziej niż naostrzona brzytwa.

Żałosny krzyk rozpaczy wydobywa się z mojej piersi. Padam na kolana. Zamykam się w sobie.

Płacz...

Nie chcę już cierpieć. Z każdą kolejną wylaną łzą umiera jakaś cząstka mnie, mojej duszy.

Krew...

Wszędzie jej pełno. Wszystko tonie w szkarłacie. Zakrwawione ręce, w których spoczywa narzędzie zbrodni - lśniące ostrze. Teraz ubrudzone mieniącą się juchą. Krew nie należy do mnie a do moich ofiar. Ojciec, brat i na końcu matka. Czemu ciągle prześladuje mnie myśl, że to ja ich zabiłam? Tyle niewiadomych...

Ostatnie słowa...

-Jesteś nic nie warta - Czy to prawda? Czy tak właśnie mnie postrzegasz? Nie wiem już, czy to sen, czy to jawa. Wszytko się już pogmatwało. Proszę pozwól mi zrozumieć. Czy tak wiele wymagam?

Śmierć...

Przychodzi nieoczekiwanie, można by rzec, że w najmniej spodziewanym momencie. Ostatni wdech i wydech, ciało opada bezwładnie na ziemie. Śmiech szaleńca. Głośny, dochodzący z każdej strony. 'Nie uciekniesz przed przeznaczeniem' słyszę jeszcze. Później cisza. Jakie przeznaczenie? O co chodzi? Czyżbym popadała w obłęd?




Z niemym krzykiem poderwałam się do pozycji siedzącej. Znowu to samo. Ten sam koszmar. Ilekroć razy próbuje się z niego wybudzić, nie mam szans. W kółko powtarzający się sen. Moja rutyna. Czy tego chce, czy nie, on po prostu jest.

Takie już moje życie. Mrok. Niepokój. Niepewność. Ból. Krzyk. Płacz. Krew. Słowa pożegnania. A na końcu Śmierć. Czemu to właśnie mnie spotyka? Co takiego zrobiłam?

Od pięciu dni jestem Tu, w Domu Dziecka. Póki co jest znośnie. Nikt aż nadto mną się nie interesuje. Za co jestem wdzięczna losowi, za ten mały gest. Co teraz ze mną się stanie? Nie mam ojca ani matki a mój kochany braciszek nie żyje od ośmiu lat. Co mam począć? Żadnej bliższej rodziny nie mam a dalszej nie znam. Dziwne, ale po prostu nigdy mnie to zbytnio nie interesowało. Albo zwyczajnie nie miałam kogo się spytać odnośnie mojego drzewa genealogicznego. Mama po śmierci taty załamała się, później popadając w rutynę. Do tego wszystkiego doszła nagła, niespodziewana śmierć mojego starszego braciszka. Ale czy śmierć w jakikolwiek sposób da się przewidzieć? Odpowiedź prosta - Nie. Moja matka popełniła samobójstwo nie wytrzymując już tego bólu po stracie najbliższych. Ale czy pomyślała wtedy o mnie? Czy zdawała sobie sprawę, że też cierpię i nie jest mi łatwo? Raczej nie. Była egoistką. Zaczęła ćpać dwa lata temu. Później straciła prace i gdyby nie to, że nasz ojciec za życia był obrzydliwie bogaty to zapewne skończyłybyśmy na ulicy. Brata kochałam jak nikogo innego. Był moim powiernikiem sekretów, przyjacielem. Obiecał, że mnie nigdy nie opuści. Ale życie to nie bajka, dopiero teraz to zrozumiałam.

Zapłakana biegłam przed siebie nie patrząc na nikogo ani na nic. Chciałam teraz znaleźć się w jakimś cichym miejscu, gdzie będę mogła w spokoju sobie popłakać. Bez nikogo kto by bardziej mnie zranił. W odosobnieniu. Z daleka od wszystkich. Po pięciu minutach biegu moim szmaragdowym oczętom ukazała się piękna kwiecista łąka z jednym wielkim, rozłożystym drzewem po środku. Drzewem wiśni. Po drugiej stronie polany płynął warto górski strumyk tworzący coś na kształt średniego oczka wodnego. Nie zwracając uwagi na piękno otaczające mą osobę dobiegłam prędko pod drzewo, po którym mam swoje jakże dziwne imię - Sakura. Nie dość, że imię mam nietypowe to też kolor włosów. Mianowicie są różowe. Odcieniem przypominają te małe płatki wiśni. Od zawsze byłam inna, ale to przecież nie moja wina. Nie każdy jednak potrafi to zrozumieć. A szkoda.To właśnie przez tą inność jestem pośmiewiskiem wielu dzieci w moim wieku i nie tylko, bo niektórzy starsi też lubią mi dokuczać, wyzywać, mieszać z błotem. Czymże sobie na to zasłużyłam? Usiadłam tuż przy samym pniu, by po chwili podciągnąć kolana pod brodę i wsłuchując się w ciszę mojej oazy spokoju, wylewałam coraz to nowsze pokłady gorzkich łez.

- Czemu muszą mi tak dokuczać? -rzuciłam w przestrzeń wiedząc, że i tak nikogo tu nie ma. - Czemu zawsze się ze mnie wyśmiewają i mówią tyle przykrych słów. Czemu? - kolejne pytania bez odpowiedzi, ale czy na pewno? Nagle przestałam szlochać i otworzyłam szeroko oczy. Zdałam sobie właśnie sprawę z jednej rzeczy. - Jestem dziwadłem - mój przepełniony bólem szept co rusz na nowo dźwięczał mi w głowie, coraz głębiej docierając do mojej dziecięcej psychiki.

- Nie bądź śmieszna Sakura. Może i jesteś inna, ale to ta inność właśnie cię wyróżnia, czyni cię na swój sposób niepowtarzalną, wyjątkową. Kiedy to wreszcie zrozumiesz? - usłyszałam znajomy głos.

- Braciszku - wyszeptałam a moim małym ciałkiem wstrząsnął szloch.

- Ja nie chce być wyjątkowa. Chce być tylko lubiana - zapłakałam jeszcze głośniej. Ten nie zwlekając ani chwili dużej przysiadł się obok i mnie przytulił. - Jestem dziwadłem - zawyłam mocniej wtulając się w jego młodzieńczy tors.

- Mała nie gadaj głupot. Zobaczysz, kiedyś będziesz miała prawdziwych przyjaciół, którzy zaakceptują ciebie taką jaka jesteś. Wszystko się ułoży, musisz mieć tylko nadzieję, że kolejny dzień będzie lepszy.

- Obiecaj mi coś braciszku - poprosiłam spoglądając w jego błękitne tęczówki.

- Co tylko zechcesz, maleńka - uśmiechnął się zachęcająco.

- Nigdy mnie nie opuszczaj.

- Obiecuje.

Wtedy miałam nadzieję na lepsze jutro. Teraz jedynie egzystuje w tym marnym żywocie. Nadzieja jest dla głupców. Do niczego nie prowadzi. Równie dobrze mogłabym mieszkać na ulicy i mieć tą cholerną nadzieję na lepsze jutro, że los się do mnie uśmiechnie i rozwiąże wszystkie moje problemy. Ale tak nie jest i nigdy nie będzie. Teraz to wiem.

Jeszcze niecały tydzień temu mieszkałam w Konoha - małym miasteczku leżącym pięćdziesiąt kilometrów od Tokio. Tam się właśnie urodziłam, wychowałam, dorastałam. Także i tam życie mnie nie oszczędzało. Przyniosło mi wiele cierpienia.

Czy znalazłam przyjaciół, którzy zaakceptowali mnie taką jaka jestem? Jeszcze nie i póki co wątpię, że ktoś taki się znajdzie. Żałować, nie żałuje, bo czego? Braciszek chyba w tej kwestii nie miał racji.

Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk szarpanej klamki, później rozległo się głośne pukanie a raczej walenie do drzwi. Niespiesznym krokiem wstałam i otworzyła drzwi. Za nimi ujrzałam czerwonowłosą dziewczynę w okularach, którą na nieszczęście miałam okazje już poznać i jakąś jeszcze, której nie znałam. Nieproszone weszły do pokoju. Niższa usiadła na moim łóżku biorąc do ręki jedną z książek, zaś druga, ta w okularach, chodziła i rozglądała się nieco znudzona po moich rzeczach.

- Nie mówili ci, że nie wolno się zamykać? - spytała od niechcenia.

- Czy coś się stało? - mój głos był cichy. Nie chciałam pokazywać póki co swojej drugiej strony. Niech myśli, że może mną pomiatać. Jak na razie jeszcze nie pozbierałam się po śmierci kolejnej bliskiej memu sercu osoby - mojej rodzicielki. Teraz jestem bardziej cierpliwa, ale wszystko ma w końcu swoje granice.

- A co? Niewolno już odwiedzić nowej?

- Nie jestem w nastroju do rozmów. Przyjdźcie kiedy indziej - mój głos nadal był cichy można by nawet porównywać go do szeptu.

- Nie jestem w nastroju do rozmów. Słyszałaś Yuki? Nie jest w nastroju do rozmów - przedrzeźniała mnie zanosząc się śmiechem co i również uczyniła brunetka. - Słuchaj, no! - zaczęła stając na przeciw mnie. - Mamy do ciebie sprawę - zdziwiłam się nieco. - Masz może pożyczyć kasę? - spojrzałam na nią jak na kosmitę. Ona żartuje, prawda? Że niby skąd ja mam jej wytrzasnąć jakieś pieniądze? No nie licząc tego, że mam w pokoju, w kilku miejscach ukryte pewne sumki, ale przecież jej tego nie oddam. Ma to być na tak zwaną ''czarną godzinę''. Nigdy nie wiadomo, kiedyś może się to przydać.

- Nie, bo niby skąd? - rzuciłam spokojnie, choć tak naprawdę w środku aż wrzałam od sprzecznych emocji. Czy tu jest tak na co dzień? - pytałam siebie w myślach, lecz odpowiedzi nie uzyskuje. Jak zwykle zresztą. Westchnęła przeciągle, widocznie moja odpowiedź jej nie zadowoliła.

- Jakbyś coś miała to daj cynk, bo to ważne - dodała jeszcze i obie wyszły trzaskając za sobą drzwiami. Tak już lecę. Jakbym nie miała innych ciekawszych rzeczy do roboty, jak na ten przykład gapienie się w sufit i rozmyślanie o tym co było i co będzie. Coś czuje, że i tu nie będę miała spokoju. Skoro tak się zaczyna to chyba nie chcę wiedzieć jak będzie dalej.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić by nie myśleć o przeszłości, postanowiłam zwiedzić ogród na tyłach budynku.





Kolejny cel wyeliminowany. Oczywiście nie obyło się i tym razem bez krzyków oraz płaczu, ale o to waśnie chodzi w tej zabawie, czyż nie? Ofiara patrzy na ciebie zdezorientowana, nie mogąc zrozumieć co się właśnie dzieje. Czas biegnie nieubłaganie do przodu. Mijają sekundy, minuty. W końcu pojawia się ta wiedza, że zaraz nastąpi właśnie kres istnienia jednej z wielu dusz, nieodwracany koniec. Wie jednak, że nie może się poddać, ponieważ zawsze istnieje przecież nadzieja, nadzieja na ratunek, na wolność. Jednak ratunku już nie ma, za późno na to. Dopiero kilka sekund przed ostatecznym końcem pojawia się ten jedyny w swoim rodzaju błysk w oczach. Zrozumienie. Zaakceptowanie tego co los dla każdego z osobna przyszykował.

Mamy ustalony pewien harmonogram, dzięki któremu działamy. Nie jest on wcale taki skomplikowany. Ofiarę wybieramy dość specyficznie. Są tylko dwa warunki, które muszą być spełnione. Na ofiary wybieramy młode kobiety, które są unikatowe, jedyne w swoim rodzaju. Cechy szczególne, którymi się kierujemy to; kolor włosów, kolor oczu, charakter, ogółem coś co przykuwa uwagę a jednocześnie robi niesamowite wrażenie. Jednym słowem musi być wyjątkowa, jednak jest też pewne ograniczenie. Musi mieć niemniej niż szesnaście lat i nie więcej niż dziewiętnaście. Poprzeczka wysoko ustawiona, lecz nie ma rzeczy niemożliwych. Od czego przecież mamy cichych obserwatorów...?

Jakby nie patrzeć to teraz ciężko o taką osobę. Znalezienie kogoś takiego daje satysfakcje. Jednak najlepszy jest chyba sam efekt zabawy. Każda jedna została na swój sposób inaczej zabita. Głównie, dużą rolę odgrywały w tym lęki danej ofiary a reszta to nasza inwencja twórcza. My zabijamy z pewnego rodzaju klasą. Szkoda tylko, że nie trafiła nam się jeszcze taka, która wytrzymałaby więcej niż cztery dni tortur. Pod tym względem czasem jesteśmy zawiedzeni, ale to nie zmienia faktu iż mamy z tego niezłą zabawę. Błagania o litość jedynie nas śmieszą. Błagania o zakończenie tego jak najszybciej, doprowadzają do łez a widok wnętrzności porozrzucanych naokoło świeżych zwłok wprawia w dobry humor. Jedni mówią na nas bezbożnicy. Być może i nimi jesteśmy, jednak w naszych szeregach znajduje się pewien wierzący, ale w swoje indywidualne bóstwo. A niech wierzy w co chce. Nikt mu przecież tego nie broni. Częściej jednak jesteśmy określani jako wysłannicy diabła, demony co nam się bardziej podoba niż reszta tych wysublimowanych i wyimaginowanych epitetów określających to kim jesteśmy.

Nasz nowy cel: Hinata Hyuga

Rodzina:

ojciec - Hiashi

matka - Hikari

rodzeństwo - siostra Hanabi

Wiek: 18 lat

Wzrost: 160 cm

Waga: 45 kg

Grupa krwi: A

Cechy szczególne: śnieżnobiałe oczy z refleksami lawendy

Charakter: nieśmiała, wrażliwa, ulega wpływom innych, brak pewności siebie i wiary we własne możliwości, uprzejma

Zapowiada się ciekawie. Teraz będzie trzeba tylko wszystko odpowiednio przyszykować.